Higiena pracy zdalnej #01 – CZAS

Udostępniając artykuł pomożesz mi rozwinąć blog. Weź w tym udział!

Już dawno nosiłam się z napisaniem artykułu o pracy zdalnej, ale materiału jest tak wiele, że zamiast jednego, powstanie cała seria. Pierwszy jest o czasie.

Gdy pracujesz w biurze spotykasz wielu ludzi, pijesz kawki, wymieniasz ploteczki w kuchni, wychodzisz na godzinną przerwę obiadową. Wiele chwil z ośmiogodzinnego dnia gdzieś pryska. Moi biurowi znajomi oceniają, że efektywnie i realnie pracują ok. 6h (przy dobrych wiatrach). Miałam kolegę, który pracując z domu, wylogowywał się z systemów po tych 6h. Dlaczego? Bo był przekonany, że tak jest w porządku, bo tyle właśnie pracuje na etacie w biurze – 6h. Reszta to czas w kolejce do ekspresu, na pogaduchach w kuchni, w kolejce do wc, w drodze na spotkanie, na obiad i na obiedzie. Albo bieganie po biurze w poszukiwaniu ładowarki, tabletki na ból głowy czy podwózki na drugi koniec miasta. A jak tak słucham mojego drogiego małżonka, to jeszcze wymiana doświadczeń między użytkownikami hulajek i wzajemne obczajanie swoich sprzętów (mówię tylko o środkach transportu osobistego, bez podtekstów!).

Wiele osób na co dzień pracujących w biurze, korzysta z możliwości pracy zdalnej raz na jakiś czas, zwykle wtedy, gdy coś trzeba załatwić, czegoś przypilnować (dziecko chore, hydraulik, paczka, dostawa mebli, wyjście do urzędu itd). Automatycznie więc praca zdalna wiąże się z rozproszeniem uwagi i spadkiem efektywności. Myślę, że to dlatego menadżment w wielu firmach wciąż jeszcze uważa, że pracownicy zdalni pracują mniej – bo znają tylko tych, którzy pracują zdalnie wtedy, gdy czas pracy chcą wykorzystać na załatwianie swoich spraw. Pracownik na stałe pracujący zdalnie, pracuje więcej niż pracowałby w biurze. Ma znacznie mniej okazji do marnowania czasu, nie stoi w kolejce do ekspresu do kawy, do kibla, czy po obiad, nie gada w korytarzu. Po prostu pracuje.

Jak to zrobić źle?

Oczywiście nie jest tak, że czas pracy zdalnej jest zawsze taki, jaki powinien być. O rozproszeniach wspomniałam już w poprzednim akapicie i powiem to raz jeszcze jasno – jak pracujesz (zdalnie czy nie), to nie zajmujesz się niczym więcej, bo jesteś w pracy!

Ale jeśli naprawdę chcesz to spieprzyć, to tutaj masz listę zadań do zrobienia podczas pracy, żeby wyszło źle:

  • ugotuj obiad
  • zmyj naczynia / zapakuj zmywarkę
  • wstaw pranie, rozwieś, wsadź do suszarki
  • powieś obrazek na ścianę
  • poodkurzaj
  • wyprowadź psa
  • utnij sobie telefoniczne pogawędki z kumplami
  • przeskroluj społecznościówki i wiadomości
  • napraw szafkę w łazience
  • weź relaksującą kąpiel
  • pomóż dziecku odrobić zadanie domowe
  • strzel sobie partyjkę szachów
  • sprzątnij kotu kuwetę
  • pomaluj sufit w garażu
  • umyj auto

Wystarczy dowolnie wybrać 3-4 aktywności z listy i masz gwarację, że Twoja praca zdalna nadaje się do niczego.

Druga stona medalu

Pracując zdalnie, zawsze bardzo pilnowałam czasu swojej dostępności – bałam się jak ognia tego, że ktoś do mnie napisze, a ja nie będę przy komputerze, że będzie myślał, że ja nie pracuję, że wylecę z roboty. Miałam w głowie mocno utarty schemat rozliczania za dupogodziny, a nie za zrobioną pracę, więc chociaż praca zrobiona była, bałam się odkleić od komputera. Praktycznie sprowadzało się to do tego, że

  • jadłam przy biurku wcześniej przygotowane jedzenie, które przynosiłam sobie z kuchni niemal biegiem i raczej były to kanapki niż obiad
  • każde odejście od komputera meldowałam na kanałach komunikacji
  • czas pracy liczyłam skrupulatnie, odliczając wszystkie przerwy na siku, obiadową, czy uśmiech do dziecka (było pod opieką niani) itp, co sprawiało, że finalnie siedziałam przed kompem koło 9h
  • czas pracy liczyłam od momentu zalogowania się i uruchomienia wszystkich potrzebnych aplikacji, a powinnam od chwili wejścia do kuchni po kawę
  • sprawdzałam pocztę zanim zaczęłam pracę, albo już po jej zakończeniu – szczególnie, gdy czekałam na jakąś wiadomość
  • nie wyłączałam komputera po zakończeniu pracy

Powyższe patenty też skutenicznie mogą rozwalić pracę zdalną. Każdy z nich. Nie można zdalnie pracować więcej i mocniej niż pracowałoby się w biurze. Tutaj żaden uprzejmy kolega cię od kompa nie wykopie, żadna koleżanka nie wywali do domu. A trzeba w pewnym momencie uznać, że czas pracy jest ograniczony i że normalne funkcjonowanie jest częścią czasu pracy – i rozmowy, i sikanie, i gimastyka co godzinę, i obiad, i wszystkie kawoherbaty. Serio.

Gdzieś po środku

W większości spraw tak samo, jak i w sprawie właściwego czasu pracy, gdy pracujemy zdalnie, najbezpieczniej jest stosować zasadę złotego środka. Nie można stawiać sobie rygorystycznych wymagań i być dla siebie katem. Kiedy prowadziłam prelekcje o pracy zdalnej w jednej z firm, ludzie pytali mnie, czy mam cały czas włączoną kamerę, żeby pracodawca mógł zawsze widzieć, czy siedzę przy biurku i co robię. Kto nam zrobił takie myślenie? Kto nas nauczył, że trzeba żyć pod batem? To nie sprzyja efektywności.

Z drugiej strony nie można też lekceważyć pracy, łączyć jej z innymi aktywnościami i mieć w dupie tego, że teraz pracuję. Bądźmy po prostu uczciwi, pracujmy tak, żeby nie katować siebie i nie okradać pracodawcy – jeśli umawiamy się na pracę, to pracuję.

Zachowaj higienę czasu pracy!

Udostępniając artykuł pomożesz mi rozwinąć blog. Weź w tym udział!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *